Panowie! Możecie nie wierzyć, ale to jest autentyczny przypadek (mój) z dzisiejszego ranka. Teraz owszem, ale rano wcale nie chciało mi się śmiać....
Zarosłem jak baran przed strzyżeniem kwartalnym (a może rocznym) i postanowiłem, że podejmę męską decyzję i też zetnę runo (ponoć to nie boli
). Już na samym początku, bo pan był na zewnątrz zakładu, jego odpowiedź na moje pytanie "Czy można?" brzmiąca "jak trzeba to zapszaszam" (naprawdę tak to brzmiało!) wzbudziła me delikatne zaniepokojenie. Ale na tyle lekkie, żebym się tym zbytnio nie przejął. Więc pobierzałem i zasiąwszy w fotelu spokojne czekałem. Pan przyszedł (bo palił tytonia) i przystąpił do dzieła. A trzeba Wam wiedzieć, że wcześniej (bo to pan, do którego stale się udaję w ramach poprawy mojego ogólnego imagu) nawiązał ze moją osobą bliższy kontakt (bez domysłów proszę!) i o armii gaworzyliśmy w czasie bestialskiej formy poprawy wizerunku już wcześniej. I ogromnym zdziwieniem (lub co najmniej zastanawiającym) było to, że kolejny raz słuchałem tego, dlaczego odszedł z Marynarki Wojennej, jak i w jakich okolicznościach strzygł panów generałów, jakie miał przygody z żołnierzami. Nie wspomnę o tym, że używał przy tym bardzo barwnego języka, ogólnie uznanego za wulgarny (choć gdyby tego nie robił, to cała opowieść nie miałaby takiego dreszczyku czy też ekscytacji). Ciął więc pan wykonując swoją profesję i opowiadając o trudach dnia codziennego i innych zmorach przeszłości. Gdy wykonał pół pracy pojąłem swym łatwowiernym umysłem, że on jest nawalony jak stodoła zbożem po żniwach, jak beczka 200-toma litrami benzyny, jak szewc w dzień roboczy (mimo, że był to fryzjer). Cóż począć? się zastanawiam. Przecież jak powiem panu "dziękuję" to będę wyglądał jak kretyn, idiota i słoniowy wypierdek. No sami sobie wyobraźcie, że wychodzicie od fryzjera w połowie zamówienia. Z pewnością nie chciałoby się nikomu pokazać na oczy! No więc nic. Siedzę twardo i z sercem za uchem oraz ołowiem w nogach czekam efektu końcowego. Myślę sobie "trudno". Trzeba było wcześniej się zastanowić i czytać sygnały dawane przez oprawcę. Teraz nie mam wyjścia. To znaczy mam, bo zakład nie zamknięty, w każdej chwili mogę wiać!!! Jednak ze wstydu i obawy przed obciachem zdzierżyłem i czekam na efekt. Oj! A czekanie było znacząco długie. Gdy zwykle zajmowało to gościowi jakieś 10 minut, to tu po tym czasie byłem (lub raczej moja głowa była) w 1/3 czynności podstawowych. Myślę sobie: "Jak nic omsknie mu się maszynka i zrobi mi przecinkę leśną na samym środku mej czaszki. ALE NIEEEEEE!!!! Jemu w dalszym ciągu szczęście sprzyja i jeździ mi tą maszynką po glacy. Koniec końców, sam stwierdza:
- Wiesz co? (bo w międzyczasie przeszliśmy na TY, to znaczy on, nie ja) Masz jakieś dziwne włosy. Ale jak główkę umyjesz, to będzie ok.
Jako przebiegły obywatel zakrzyknąć oczywiście chciałem że tak, jest super, byleby się zwinąć i cierpieć w zaciszu domowym z reklamówką na głowie. Ale niestety nie było mi dane! Skubany zauważył, że przedziałek się nieprawidłowo układa.
- To ja jeszcze poprawię! - powiedział dumnie.
Po trzech minutach słyszę:
- No, tak może być.
Więc nie głosząc wszech obecnym swojego zawodu, wstałem z fotela, otrzepałem się z nadmiaru ściętych kłaków i pytam się, w domyśle oczywiście mając nadzieję na ulgę znaczącą, "ILE?"
- dwaeścia pęć !!!
Ooooooo! I tu we mnie wezbrała nieogarnięta burza zmysłów, nienawiści i czegokolwiek innego. Jak to! Mam płacić za stres i koszmar z przeprowadzonych czynności? A moje kołaczące się serce i strach przed pokazaniem się ludziom nic nie znaczy?! Zacząłem więc natarcie!!!!
- Pił pan cóś może!?
Kiwnięcie głową....
- Piętnaście? pytam...
Kiwnięcie głową.....
I do tej pory nie mogę sobie darować tego, ze nie powiedziałem "PIĘĆ"....
W sumie wyszło prawie dobrze........ prawie..... Ale chyba odrośnie, no nie?......