Podlaminowanie spływu wg mnie nie ma sensu, ponieważ nie działają tam aż takie straszne siły, jeśli zwykła balsa wytrzymuje takie wygibasy, to nie ma co wzmacniać na siłę
Model z nowymi skrzydłami lata już jakiś czas, sprawują się one znakomicie, wszystkie błędy, które miały zostać wyeliminowane odeszły w niepamięć. Model bardzo dobrze słucha się sterów przy figurach z dużymi kątami natarcia, beczki kręci delikatnie żwawiej i nie zrywa strug. Podsumowując skrzydła wyszły na 5+, zarówno estetycznie, wagowo jak i w locie.
Niestety miałem dziś małą kraksę. Po pierwszym, świetnym locie(zawisy, w tym jeden z dotknięciem ziemi, bardzo fajne hariery i lot nożowy), na ziemi poprawiałem krzywą gazu(wymieniłem serwo od gazu, bo poprzednie mi padło i dlatego doregulowywałem), domiksowałem lotki do kierunku i w górę. Spokojnie lecę na siebie na minimalnych obrotach, wytracam prędkość nisko nad ziemią, zaciągam gwałtownie ster wysokości, drążek gazu do góry, a model nie zareagował i chlap na ogon... Po kraksie odpaliłem silnik i wszystko chodzi jak należy, nie mam pojęcia co było przyczyną. Czy zbytnie wyłagodzenie gazu i starszy nawyk, że wystarczało, czy silnik z niskich(chyba za niskich) obrotów po dłuższej pracy się zachłysnął paliwem... Nie wiem. Najgorsze jest to, że nie wiem jaka była przyczyna. Na szczęście obeszło się bez ofiar w ludziach i jedyne co się stało, to połamany jeden ster wysokości i kierunku, lekko pęknięta maska. Szkoda, bo teraz i tak nie mam czasu na naprawy w związku ze studiami, a wybieram się na piknik w Radawcu i chyba nie uda mi się skończyć drugiego modelu elektryka na pokaz(priorytetem będzie naprawa Jaka i polatanie, żeby zobaczyć, czy silnik dalej nie kaprysi). Kraksa wyglądała strasznie, ale na szczęście straty niewielkie, bardziej moralne niż materialne.
Załącznik:
img5260i.jpg [ 56.39 KiB | Przeglądany 5382 razy ]