"Co Ty w takim razie proponujesz na początek?"
Wczoraj syn z rodzinką wyjeżdżali na tydzień do Lublina do drugich Dziadków. Pierwsze co wnuczek przygotował do zabrania to był "rzutek". Trochę już poobijany po zeszłorocznym sezonie, ale wciąż świetnie lata. Wnusia prawie się popłakała, że ona nie ma takiego szybowczyka. W marcu skończyła dwa lata. Co było robić. Obiecałem, że jak wróci w niedzielę, modelik będzie na nią czekał. Zaraz zamówię w Riku i odbiorę w poniedziałek. Stefek powiedział, że da jej polatać swoim, póki co. Jakoś sprawdzają się moje metody. Przypomniało mi się, że być może moja fascynacja lotnictwem też została spowodowana prezentem w mniej więcej wieku moich wnuczków. Na imieniny dostałem dwa modeliki. Natychmiast pobiegłem z nimi na łąkę. Jeden to była jakaś "odrzutowa" delta ok. chyba 30 cm rozpiętości wystrzeliwana z drewnianej katapulty przy pomocy pasma gumy modelarskiej. Coś jak obecne kusze podwodne. Słabo to latało, a właściwie kręciło wolne beczki i spadał na łąkę. Nie potrafiłem oczywiście tego wyregulować, bo skąd, a nikt mi nie pomógł. Natomiast drugi modelik szybowczyk rzutka ok. 0,5 m rozpiętości latał cudnie. Kadłub listwa ok. 10x10 mm z jakimś balastem na dziobie. Skrzydła trapezowe i usterzenie V były z płaskiej płytki z jakiegoś brązowego bakelitu. Latałem nim co dziennie, aż wylądował obok kozy. Mieszkaliśmy wtedy na obrzeżu Warszawy w Młocinach. Koza spojrzała, odgryzła skrzydło i zeżarła je doszczętnie. Pamiętam, że bardzo się bałem podchodząc do niej, aby zabrać model. Z jednym skrzydłem nie chciał już latać. W wieku dwunastu lat zapisałem się do modelarni w Pałacu Kultury. Byłem bardzo szczęśliwy, gdy po kilku dniach przeczytałem na liście, że jestem przyjęty. Po paru latach tak samo cieszyłem się, gdy przeczytałem na wywieszonej liście przed wejściem do Gmachu Głównego Politechniki, że jestem przyjęty na MEiL Ciekawe czy to się sprawdzi z Wnusiami?
_________________ Pozdrawiam. Stefan.
|